W branży florystycznej coraz częściej pada to określenie – prawo dżungli. I nie jest to publicystyczna przesada, tylko dość trafna diagnoza codzienności, z którą mierzą się właściciele kwiaciarni, pracowni florystycznych i hurtowni kwiatów. Gdy spojrzymy na rynek z perspektywy małego przedsiębiorcy, widać wyraźnie chaos regulacyjny, nierówne zasady gry i permanentną presję kosztową, przy jednoczesnym rozmywaniu granicy między legalnym biznesem a szarą strefą.

Rynek bez równych zasad
Z jednej strony mamy zarejestrowane firmy florystyczne, które:
– płacą podatki,
– opłacają ZUS,
– spełniają wymogi sanitarne i BHP,
– zatrudniają pracowników zgodnie z prawem,
– ewidencjonują sprzedaż,
– biorą na siebie ryzyko reklamacji, zwrotów i odpowiedzialności cywilnej.
Z drugiej strony funkcjonuje ogromna grupa podmiotów działających na granicy legalności lub całkowicie poza systemem:
– nierejestrowana działalność „na próbę”, która trwa latami,
– garażowe dekoratorki obsługujące wesela i eventy bez faktur,
– sprzedaż kwiatów „z wiaderka” pod cmentarzem lub przy drodze,
– detaliści kupujący na giełdzie i sprzedający dalej bez formalnej działalności,
– handel okazjonalny, który w praktyce jest regularnym biznesem.
Efekt? Ten sam klient porównuje ceny firm działających w zupełnie innych realiach kosztowych, nie zawsze rozumiejąc, dlaczego bukiet „na Facebooku” jest tańszy niż w legalnej kwiaciarni.
Hurt – kręgosłup rynku na granicy opłacalności
Rynek hurtowy kwiatów to osobny rozdział tej dżungli. Marże są jednymi z najniższych w Europie, a odpowiedzialność ogromna:
– import,
– logistyka,
– straty jakościowe,
– ryzyko kursowe,
– koszty energii,
– presja cenowa ze strony klientów.
Hurtownie często finansują rynek, kredytując kwiaciarnie, biorąc na siebie opóźnienia w płatnościach i działając na minimalnych marżach, które przy jednym potknięciu mogą zamienić się w stratę.

Niestabilne prawo i „przepisy z sufitu”
Do tego wszystkiego dochodzi niestabilność prawa. Przedsiębiorca florystyczny funkcjonuje w środowisku ciągłych zmian:
– nowe obowiązki ewidencyjne,
– zmieniające się interpretacje przepisów,
– kolejne raportowania,
– niejasne definicje działalności sezonowej i okazjonalnej,
– brak realnego rozróżnienia między hobbystą a przedsiębiorcą.
Problem nie polega na samym istnieniu przepisów, tylko na ich jakości i spójności. W praktyce wiele regulacji powstaje bez zrozumienia specyfiki branży florystycznej, jej sezonowości, wysokiej rotacji towaru i dużego udziału pracy ręcznej.
Rynek pracy – presja z każdej strony
Branża florystyczna od lat zmaga się z problemami kadrowymi:
– brakiem wykwalifikowanych florystów,
– wysokimi kosztami pracy,
– niską dostępnością pracowników sezonowych,
– rosnącymi oczekiwaniami płacowymi przy niskich marżach.
Jednocześnie rynek nieformalny korzysta z pracy „na czarno” lub „na zlecenie bez zlecenia”, jeszcze bardziej zaburzając równowagę.

Codzienność przedsiębiorcy: adaptacja albo wypadnięcie z gry
W tych realiach mały przedsiębiorca florystyczny funkcjonuje jak w dżungli:
– musi być czujny,
– elastyczny,
– odporny psychicznie,
– gotowy na szybkie zmiany,
– zmuszony do ciągłej optymalizacji kosztów.
Nie wygrywa ten, kto jest największy, tylko ten, kto najlepiej potrafi się dostosować. Dywersyfikacja przychodów, automatyzacja procesów, nowe kanały sprzedaży, edukacja klientów, budowanie marki lokalnej i świadome zarządzanie finansami przestają być dodatkiem – stają się warunkiem przetrwania.
Wnioski konsultanta, nie moralisty
To nie jest tekst przeciwko komukolwiek. To opis rzeczywistości. Prawo dżungli nie oznacza braku wartości, tylko brak spójnego systemu. Dopóki:
– szara strefa będzie społecznie akceptowana,
– przepisy będą oderwane od realiów,
– a legalny biznes będzie traktowany jak niewyczerpane źródło nowych obowiązków,
dopóty branża florystyczna będzie działać w trybie przetrwania, a nie rozwoju.
Rolą świadomego przedsiębiorcy jest dziś nie tylko sprzedawać kwiaty, ale rozumieć rynek, liczby, prawo i własne granice. A rolą doradców i środowisk branżowych – nazywać rzeczy po imieniu i pomagać odnaleźć się w tej dżungli, zamiast udawać, że jej nie ma.


