Jeszcze kilka lat temu nikt nie przypuszczał, że w branży florystycznej nastąpi tak wyraźny przełom. Kiedyś wydawało się, że jedyna droga do sukcesu to mieć otwartą kwiaciarnię od rana do wieczora, dzień w dzień, niezależnie od kosztów, presji i osobistych wyrzeczeń.
Dzisiaj coraz częściej okazuje się, że zamknięcie drzwi sklepu wcale nie jest porażką. Może być nowym początkiem.
Coraz częściej słychać: „Mam dość!”
Podczas rozmów z właścicielkami i właścicielami kwiaciarni coraz częściej padają słowa:
„MAM DOŚĆ!
Coraz więcej obowiązków, coraz bardziej skomplikowane przepisy, coraz trudniej o pracowników, coraz większe koszty…
Tradycyjny biznes kwiatowy traci sens!
Nie potrafię dotrzeć do świadomości moich pracowników – ich zaangażowanie spada, a wymagania rosną.
Ja pracuję coraz więcej i zarabiam coraz mniej.
Klienci są coraz trudniejsi, a moja cierpliwość coraz mniejsza.
Ta sytuacja mnie wypala i irytuje.”
To nie pojedyncze głosy. To echo, które słychać w setkach kwiaciarni w całej Polsce.
Coś, co wydaje się końcem, bywa ratunkiem
W tej – wydawałoby się – beznadziejnej sytuacji coraz więcej osób zaczyna szukać innego rozwiązania. I znajduje.
Pracownia bukietów staje się sposobem na odzyskanie kontroli nad własnym życiem: bez codziennego stania za ladą, bez gonienia na siłę obrotu, bez niekończących się dyżurów.
W pracowni można wreszcie pracować w ciszy i skupieniu. A gotowe bukiety – zamiast czekać na klienta w sklepie – trafiają do kwiatomatów, gdzie są dostępne całą dobę. Automat sprzedaje, a florysta ma czas, by tworzyć.

Przykład: Kwiaciarnia Stefania w tramwaju
Świetnym przykładem jest ogłoszenie Kwiaciarni Stefania w tramwaju. Zamiast zmagać się codziennie z rutyną sklepu, właściciele postawili na nowoczesne rozwiązanie: pracownia + kwiatomaty.
Efekt?
- elastyczne godziny pracy,
- mniej presji i kosztów,
- a klienci wciąż mają dostęp do bukietów 24/7.
To nie jest zamknięcie drzwi – to otwarcie ich na nowo, w zupełnie innym stylu.

A wszystko zaczęło się od małego eksperymentu.
Właścicielka, zmęczona codziennym rytmem pracy, postanowiła zrobić sobie krótki urlop – kilka dni tylko dla siebie. Żeby nie zostawić klientów bez możliwości zakupu kwiatów, zdecydowała, że na ten czas sprzedaż przejmie Kwiatomat.
I stało się coś, co zaskoczyło wszystkich. Przez te kilka dni automat poradził sobie znakomicie. Bukiety znikały, klienci chwalili wygodę, a po powrocie okazało się, że nie wydarzyło się nic złego. Wręcz przeciwnie – pojawiła się myśl: może to jest sposób, żeby odetchnąć od ciągłego stania za ladą?

Trend, który zmienia branżę
Jeszcze niedawno pomysł, aby zamknąć tradycyjną kwiaciarnię i oprzeć sprzedaż o automaty, wydawał się szalony. Dziś to jedna z najrozsądniejszych odpowiedzi na realia rynku.
Bo jak długo można funkcjonować w schemacie, który odbiera energię i satysfakcję?
Ten trend ma w sobie coś rewolucyjnego:
- ogranicza koszty,
- daje niezależność,
- i pozwala na nowo odkryć sens pracy w kwiatach.
To nie koniec – to nowy początek
Dlatego zamiast myśleć:
„zamykam, bo przegrywam”,
warto spojrzeć inaczej:
„zamykam drzwi kwiaciarni, by otworzyć drzwi do wolności i nowej radości z pracy”.
Może właśnie teraz jest czas na taki krok?